21 lut 2011

niedziela.

Po 14 godzinach pracy i szybkiej nocy wstaję o 12.54. W głowie śpiewa spokojny, wręcz smętny Waglewski  - "w niedzieeeelę, to nie widać mnie za wiele. Się nie golę. Chromolę..." - więc dostosowuje swoje ruchy do muzyki w głowie i postanawiam ruszać się jak mucha w smole. A raczej zmęczona mucha w różowej piżamie. Po pierwszym łyku kawy zaczynam się delektować tym postanowieniem. Nieprzyzwoicie nieuczesana sięgam po rok ode mnie młodszą książkę babci i układam się leniwie w fotelu. Cisza, spokój - Pięknie ! Cały dzień spędzę na błogim nicnierobieniu...Tylko te kartki jakby mnie irytują...szkoda, że się sypią ze starości. Nie nadążam za ich wypadaniem i ponownym wkładaniem. Zwłaszcza ratując je jedną ręką, bo w drugiej mam kawę. Szybko się okazało, że faktycznie "jedną ręką, to sobie mogę tylko w nosie pogrzebać". Kawa wylana na kolana ! A taka mogła być dobra... No i mimo woli zaczynam się szybciej ruszać. Jak poparzona mucha w różowo-brązowej piżamie. Waglewski ewidentnie przestał śpiewać.

"Michasia, jesteś taka 'disaster'?" - i co prawda wątpliwości rozwiało ciastko z wróżbą bez wróżby, więc sprawa jest dawno jasna, ale wylana kawa mi tę oczywistość przypomniała.

Tak jak widok podeptanych butów przypomniał mi piątkowy wieczór i zdania, które wtedy wywołały niepohamowane ataki śmiechu, a wyrwane z kontekstu wydają się być śmiertelnie poważne:
1. "Dzisiaj wyrwę faceta na jedną noc!" - Przecież to bardzo ambitne postanowienie, wręcz wyzwanie. Nic śmiesznego. Może mieć równie poważne konsekwencje...
2. "Źle lokujesz swoje uczucia" - jeszcze gorzej! Kto się cieszy z faktu, że nie trafia w dziesiątkę?
3. "Oni mają inne kanony piękna" - dowód na to, że młodzież potrafi posługiwać się skomplikowaną sztuką nieurażania innych poprzez słowa. Kapiącej z tych słów ironii udajemy, że nie słyszymy.
4. "Takie mam teraz uczucie, że ciągle bym się śmiała ! " - jedno z lepszych uczuć, jakich można doświadczyć. Pod warunkiem, że nie zostało stłumione...no cóż, nawet jakbym chciała, to bym stłumić nie umiała.
5. "Sandra, nie widziałaś jeszcze mojego bloga." - najgorzej, bo po tym zdaniu Sandra śmiała się najbardziej. Zupełnie nie rozumiem dlaczego jej wtórowałam. Takie to jest śmieszne, że jedna przyjaciółka nie interesuje się pasjonującą twórczością drugiej? A może to o te kanony piękna chodzi...?
6. "Zostajemy na parkiecie do ostatniej piosenki!" - Magda już wtedy się nie śmiała ("To jest żart, Michasia!?"). Sandra przestawała, kiedy okazało się, że jej wygodne buty tracą na wygodzie z każdą kolejną sekundą. Natomiast Brzoza zupełnie przeciwnie - im bliżej końca imprezy, tym intensywniej tańczyła. Ja, jako że ponoć 'bawię się do wszystkiego' cudownie nie odczuwałam zmęczenia, dopóki grała muzyka. To cisza ewidentnie źle na mnie działa. Miałam zamiar spać w samochodzie, żeby nie musieć używać nóg w celu dotarcia do domu. Nie poddałam się jednak i pokonałam te 4 metry ! A nikt mnie nie niósł !
7. "Michelle, napisz coś o nas" - jedno jedyne zdanie, co do którego mam wątpliwości czy bardziej śmieszne było w piątek, czy jest teraz.

Mówisz i masz :]

18 lut 2011

tańczę ?

Nogi mi już chodzą. Do rytmu silnika samochodowego, jak jestem w aucie. W takt dźwięków, wydobywających się z ekspresu, jak jestem w pracy. W rytm wypowiadanych słów każdej napotkanej osoby. Tańczę !

Niespodziewanie spokojnie reaguję na każde przeprosiny Michała - Kaczora. "Michasia, weźmiesz to. Przepraszam...Michasia, mogę mieć prośbę? przepraszam...Michasia, zapalę-przepraszam...Michasia, szef idzie, przepraszam." Michasia - przepraszam, że przepraszam !

Bo coś drgnęło ! "Pani Michalino, chcielibyśmy panią zaprosić na rozmowę. Godzina 9.00". No to niech znają moje dobre serce - zgodziłam się. Prawie całą noc przespałam - 2 godzinki snu mi przecież wystarczą. Śniadania też nie muszę jeść. A tata wcale nie musi się spieszyć-nawet dobrze, jak się trochę spóźnię...

Przypominam sobie dwie najważniejsze rady:
1.żebyś tylko nie zapomniała wejść
2.a jak już wejdziesz, żebyś nie zapomniała się przedstawić...

Spoko, jakoś zapamiętam.

Więc pukam. Wchodzę!
"Dzień dobry, nazywam się Michalina Sujewicz"
( JEST! udało się - na bank mam tę robotę! )

"Dzień dobry pani, proszę tutaj usiąść" - aj, pierwsze zaskoczenie - tego nie przewidziałam.
Ale usiadłam bez większych problemów. Nie udało im się wyprowadzić mnie z równowagi. Myślę ' wszystko za łatwo idzie, zaraz coś się stanie'.

I stało się -pojawiła się konkurencja.

"Dzień dobry, ja na rozmowę".
"Dzień dobry panu, proszę tutaj usiąść"- Zauważyłam z satysfakcją, że nie tylko mnie zaskoczyli tym uprzejmym zdaniem. Konkurentowi w przypływie emocji pewnie padło na wzrok, bo usiadłby mi na kolanach. W ostatniej chwili mnie zauważył. Mówi 'yyy..szam'. Pomyślałam 'słaba kopia Kaczora' i usłyszałam niepewne '...ść? ' Odpowiedziałam na pytanie - głośno i wyraźnie - "Cześć!" - i tym sposobem zniszczyłam konkurencję.

W trakcie rozmowy Pan-Przyszły-Szef dowiedział się, że jestem błyskotliwa i najchętniejsza z wszytkich chętnych -do pracy. Że wniosę wszechogarniającą miłość to tego tętniącego smutkiem miejsca i ze mną firma stanie na podium rankingu "Firma roku" jeszcze w marcu !

Zostałam podsumowana radosnym 'Zadzwonimy do pani.'

Nie uwierzyłam, ale zadzwonili! Nie jest najgorzej,  czeka mnie szkolenie. Może będą ze mnie ludzie :)

Więc skoro drgnęło - dlaczego mam nie tańczyć?!

Wiem!
przecież ja mam całę życie pod górkę - na pewno stanie się coś złego !

15 lut 2011

Idealny dzień.

14. luty. Idealny dzień, idealny nastrój. Na zmianę!

Na zmianę mobilizujący z przytłaczającym.

Przytłaczający, bo poczułam, że najzwyczajniej w świecie minęłam się z przeznaczeniem. Powinnam przecież zostać uczennicą Hogwartu. Tymczasem sowa z listem dla mnie chyba gdzieś zabłądziła i czekając, wypełniam czas studiami dziennikarskimi...Kolegowałabym się z Hermioną, bo jest zdolna i ma fajną torebkę. Nauczyłabym się teleportowania, ruszałabym się na zdjęciach, uratowałabym Zgredka i...Grałabym w Quidditcha - nareszcie jakieś konkretne zainteresowanie ! A tak co?! Miotłą, to sobie mogę najwyżej korytarz pozamiatać!

A mobilizujący, bo skoro sowa z listem ma taki sam zmysł orientacji, jak ja, to znaczy, że marne są szanse, że mnie w końcu znajdzie. Cierpliwość tracę. Konieczny jest plan B, czyli może w końcu wykorzystam do czegoś moje wykształcenie ? Z dotychczasową pracą za barem ma ono tyle tylko wspólnego, że podczas każdej sesji mogłam robić sobie 'łagodzące stres' koktajle z wymienieniem ich odpowiednich ingrediencji przy użyciu profesjonalnych narzędzi pracy barmana :] Dlatego z okazji Walentynek-zrywam z tym! 14 luty - idealny dzień na zmianę!

Nie żebym tego, co robię nie lubiła. Tylko jakoś...coraz mniej. Bo Druid to był mój pierwszy drugi dom. I, jak dotąd, drugiego drugiego domu nie znalazłam. Teraz Onyx mnie ratuje przed wypaleniem się, bo jest wesoło. Ale nadszedł moment, w którym albo otwieram coś swojego, albo zwariuję !

Aaaacha,, no i przyszło mi zwariować, bo wypadało by mieć jakiś kapitał, żeby coś otwierać...

Niech to moje zwariowanie objawi się zatem w poszukiwaniu jednej, pewnej i zapewniającej dogodne warunki pracy. Wymagającej kształcenia nowych umiejętności, ale i rozwijania mojego jeszcze nieodkrytego talentu. Przynoszącej zarówno korzyści materialne, jak i psychiczną z niej satysfakcję. Z wolnymi weekendami, świętami i z w pełni płatnym urlopem. I żebym mogła dostosować swój strój służbowy do kolczyków, na które akurat mam ochotę!

Chyba jednak mam większe szanse na list od Dumbledore'a .

7 lut 2011

Dzień z życia studentki.

Chyba częściej powinnam zasypiać. To mi dobrze robi.

Godzina 9.04 , od rana wzbijamy się z mamą na wyżyny inteligencji :
- Michalina, śpisz?
- Eee...chyba tak...
- A Ty jedziesz do tego Krakowa?
- ....coo?
- Egzamin. Boże... dzisiaj! Nic nie umiem. Bo też mam, więc wstawaj, bo chcę wejść pierwsza. Masz 20 minut. Zrobiłam śniadanie. Ja pierdzielę, Michalina, NIC NIE UMIEM!! Matko boska...
- Nie trzęś się...Czemu mnie nie obudziłaś?! Też nic nie umiem przez Ciebie!
- Bo myślałam, że śpisz.
- A, no to jest argument.

A tata źle znosi nasze sesje - ' Możecie już wyjść ? Proszę... ' - nie martw się, Tatuś, dzisiaj był mój ostatni egzamin. Od teraz panikę mamy będziemy znosić razem !

Godzina 9.34, biegniemy z mamą do auta. "Ty przeczyścisz szyby, ja światła!" . Pełna współpraca. 15 minut nie nasze, bo rodzinny pedantyzm nie pozwolił nam odjechać samochodem, na którego szybach osiadł godzinny kurz. Co prawda opadł zaskakująco symetrycznie, ale jednak. Idealnie składamy idealnie wyprane szmatki i chowamy je w idealnie uporządkowanym bagażniku. Ruszamy. " I rura mu, mamo!!...o nie, Edyta dzwoni, a my pod blokiem..." . Pół minuty i szyby na nowo są brudne.

Godzina 10.10. Wchodzę do busika - 'Dzień dobry, państwu. ( Hurra! ) Wszyscy do Krakowa, tak ? - no to jedziemy..." .
No nie jedziemy, bo Edyta mi przypomina, że nie jestem kierowcą - " Miśka, usiądź koło mnie dobrze? " .

Godzina 10.20.
 -To co? uczymy się ?
- Czekaj...
- Bez nazwisk!
- Pogadajmy chwilę...

Godzina 11.20. Nasza nauka skończyła się na trzymaniu notatek na kolanach. No ale przecież wszyscy zdamy !
- no, żebyśmy się nie zdziwili...
- 'zdziwili, zdziwili...'
- dzwoń do Tereski, powiedz, że śniadanie mamy w Macu.

Godzina 12 ileś
- Ty mi give me bajlet now! czyli zadowolone same-nie-wiemy-z-czego jedziemy na uczelnie. Po dotarciu - fajka. Znowu się uczę, czyli zeszyt robi za wachlarz. Tiger. Fajka. Cięcie ściąg. Fajka. Fajka. Fajka. Fajka. 40 minut współpracy w auli.


-Przepraszam, Panie profesorze, a jak ktoś nie czytał lektur?
-To niech Pan pisze tak, jakby Pan czytał...

Fajka. Wymiana wrażeń ( o ku*wa! tam były kamery!? ), załatwianie spraw organizacyjnych ( Krzysiu, weźmiesz indeksy? zrzucimy się na karton fajek:] ), ogłoszenia duszpasterskie Starosty i kierunek - dom ! Fajka.

16.02 - Coś trzeba zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem! Czekolada na gorąco, ale na zimno raz i dwa razy na gorąco, czyli na gorąco, proszę! Grzeczne studentki UJ.

17.20, busik ( całe życie w drodze! ) .
- Przepraszam, siedzi obok pani jakaś żywa głowa ?
- Tak, panie kierowco, zwykle jeżdżę z manekinem, ale dzisiaj wzięłam koleżankę.
- Miska, Ty małpo!

Spać się Edycie zachciało...ale nie byłaś zła, prawda ? :P

18.20. Moi prywatni kierowcy zapomnieli czerwonego dywanu i transparentów. Chociaż może i dobrze, bo mama pewnie na każdym by napisała ' OD RANA WIEDZIAŁAM, ŻE WSZYSTKO UMIAŁAM - DLATEGO PIĄTECZKĘ DOSTAŁAM! ' . Tata nie byłby dłużny: " NO I PO CO TAK PANIKOWAŁAŚ - TYLKO WYSPAĆ SIĘ CZŁOWIEKOWI NIE DAŁAŚ! ". Więc wybaczam brak należytego przywitania mnie, wsiadam do auta i zapowiadam wieczór bez planów. Wyciągam swój transparent: "MÓZG SOBIE TERAZ ZRESETUJE, A NA JUTRO POWRÓT DO ŻYCIA PLANUJĘ!"

Ale chyba jednak nie zaspanie dobrze mi zrobiło. Albowiem dotarło do mnie, Drodzy Wszyscy, że czekają mnie jeszcze tylko 3 sesje! Trzy, maleńkie 3 razy...Trzy, 3, III!! Odliczam. Ewrybary pomarańcze - wszyscy tańczą - ja tez tańczę!