23 paź 2012

hipokrytka.

Oddaje się do linczu publicznego.

Święte miejsce nierealnych spotkań, Fejsbuk ( o, Fejsbuku! ), gdzie wszystko od wszystkich, nawet nieznajomych, których się przyjęło do znajomych, bo mają w znajomych znajomego znajomego, się lubi, okazał się dla mnie miejscem agresji. Mój dzisiejszy sceptyczny komentarz ( jeden z 284743957 których się jak dotąd użyć odważyłam ), spotkał się z okazaną w ekspresowym tempie krytyką. Maleńką co prawda, zagubioną już pośród kolejnych zdjęć pysznych babeczek, szyneczek i konfitureczek, szybko przeobrażoną w żart dzięki ludziom dobrej woli, aczkolwiek będącą pretekstem do obsmarowania fejsbuka, a raczej jego użytkowników, po całości! Bom tym sceptyzmem już lekko przepełniona, delikatnie rzec ujmując, a że i chciałabym poruszyć opinie publiczną, ryzykuję głośne podjęcie tematu.

Nie jestem pierwsza i nie ostatnia, która na trzeźwo nie zniesie. Ale dłużej niewypowiadać się nie będę. Oczywiście, róbcie ze swoim fejsbukiem co chcecie. Dodawajcie "śWiEtNe FoTkI <3 :*:* ". Chwalcie się zaręczynowymi pierścionkami na dłoniach z przecudnie przygotowanymi na to zdjęcie tipsami w gwiazdki. Przeobrażajcie swoje konta na konta Waszych świeżopoczętych, potem ledwo-co-urodzonych, przed-momentem-wyniesionych-ze-szpitala i oczywiście świetnie-wychowywanych dzieci. Udostępniajcie złote myśli rodem z pożalsiepanieboze.pl i traktujcie Wasze 'ściany' jak konfesjonał, tudzież dla ateistów alternatywnie kozetkę, a znajomych jak księży, analogicznie - psychologów i próbujcie wzbudzić współczucie bądź zazdrość. Róbta co chceta!

Ale ja godzić się na to nie będę. Jestę socjologię, paczeć na to nie mogę, ratować społeczeństwo muszę! Świecić przykładem zamierzam i nawet panującym na kwejku trendom opierać się będę. Nie ulegnę i w walce wytrwam. Na pewno z tydzień.

A potem zapomnę, że powinnam mieć mózg i po godzinach bezmyślnego przekopywania internetu sama udostępnię komuś na ścianie linka z kwejka i polubię kota, który je pączka.

I możecie wypisywać, że ten post to jedna wielka hipokryzja. Ależ wypisujcie sobie! Wykrzykujcie mi to na ulicy - nawet bym chciała, bo to byłby dowód, że jednak w prawdziwym życiu ktoś potrafi posługiwać się głosem, a nie poruszającymi postami typu ' Nie lubię, gdy ktoś mnie obraża '. Tylko że nie o hipokryzje tu chodzi, a o ironię! O dystans i drwienie z jego braku. Odrobina sceptyzmu nikogo nie zabiła, a nawet gdyby, to mogę w takim razie zostać płatnym mordercą.

Wśród moich znajomych są szczęśliwie ludzie, którym tłumaczyć tego blogowego posta nie muszę i chwała ich rodzicom za inteligentne geny! Pokusiłam się jednak o jasne przedstawienie drugiego dna mojej wypowiedzi dla tych, którym trzeba tłumaczyć, bo się za bardzo obrażą i zaczną zamurowywać moja fejsbukową ścianę i już nigdy, przenigdy nie zobaczę jak ich kotu ładnie wyrósł pazur w prawej przedniej łapie.

Nie przepraszam, jeśli kogoś uraziłam. Ludzie z dystansem nie poczują się obrażeni.