24 lis 2011

Mandarynki.


Mandarynki są ponoć najseksowniejszymi z seksownych owoców.
Czyżby ?

Trzymam w rękach torbę podróżną, która z każdym kolejnym wyjazdem do Krakowa jest lżejsza. Nie tylko dlatego, że zawsze czegoś zapomnę. Tu chodzi o taktykę – taktykę dopychania się. A to nie jest takie łatwe! Od półtora roku jeżdżę do Krakowa regularnie, ale za każdym razem odnoszę wrażenie, że kierowca będzie rozdawał coś za darmo. Bo ludzie się pchają i pchają…autokar jeszcze nawet nie podjechał, a oni się już pchają i pchają…Ja mam zwykle rezerwację, dlatego pcham się przy krawężniku. Nie chcę za bardzo, ale może dzisiaj faktycznie jest jakiś bonus? I stoję z tą torbą i się męczę, żeby mnie nikt nie przewrócił albo co gorsza – zrzucił z krawężnika! Wtedy koniec, nie wróciłabym na swoja pozycję – nikt by nie ustąpił. I z tej złości, że ludzie mogliby być tacy nieuprzejmi, pcham się jeszcze mocniej.

Kiedyś się nie dopychałam. Liczyłam, że popłynę z tłumem, bo taka byłam ściśnięta, że nie musiałam ruszać nogami, a i tak jakoś docierałam do wejścia...i już byłam zadowolona, że się udało! Że ci ludzie mi właściwie pomogli, już chciałam dziękować ściskającym...gdy nagle przed drzwiami mnie puszczali,  sami szybko wskakiwali do autokaru, a ja nie zdążyłam podziękować. Nie zdążyłam też wejść. Trudno, podziękuję im kiedyś indziej. 

Najdziwniejsze jest jednak to, że ludzie się pchają nawet jeśli nie ma tłumu. Każdy wszedłby 3 razy do autokaru, mógłby usiąść. Ba! Rozwalić się na 4 miejscach i spokojnie zajechać. Ale nieeee – to chyba jakaś tradycja. Dwie osoby wchodzą do busa i przez 10 minut MUSZĄ się bić o wejście, bo pan kierowca pewnie nie ruszy…a potem siedzą obrażeni na końcach autokaru i ani z kim pogadać, ani paluszkami poczęstować…

Niech zatem mój przyszły towarzysz podróży się nie dziwi, że w autokarze dyszę przez pół godziny od wejścia. Uzupełniam płyny i ścieram pot z czoła. Niech się też nie dziwi, że z lekką paniką w oczach spoglądam w stronę innych pasażerów, czy czasem nie będą chcieli mnie zrzucić z mojego miejsca siedzącego! Nie dam się! Ja muszę spać, uczyć się, podziwiać widoki, pisać smsy…dużo muszę, nie dam się!

Okazuje się, że nikt nie chce mnie zrzucać. Czuję się wręcz lekceważona z moimi obawami. Zastanawiam się czy nie zaczepić dla pewności pani stojącej przy mnie – „Niech pani nawet o tym nie myśli!” – ale rezygnuję, bo emocje zaczynają opadać. ..jeszcze tylko pomacham złośliwie tym, którzy się nie zmieścili i mogę oddać się podróży.

Uczyć się czy się nie uczyć i spać ? Sekunda wahania – spać. Przyklejam głowę do szyby, torebkę wkładam do kieszeni, żeby nikt nie ukradł. Torbę podróżną też próbuje włożyć do kieszeni, ale się nie udaje, więc zostawiam ją sobie na kolanach. Dojeżdżamy do autostrady, więc droga jest jednostajna, zasypiam. Dostrzegam jeszcze kątem oka, że pan obok mnie też zasypia. Z tą jednak różnicą, że zasypia trochę głośniej…dobra, poczekam, może trafimy na dziurę, to się obudzi. Czekam i czekam, i nie śpię. No jak na złość spotkało nas cudowne zniknięcie wszelkich dziur drogowych! Tymczasem mnie zaczynają wibrować włosy od chrapania pana obok. W autokarze już nikt nie śpi, postanawiam się uczyć. Wyciągam zeszyt. Wytężam wszystkie siły. Cały mózg pracuje na to, by chrapanie mi nie przeszkadzało – jestem tylko ja i prawo autorskie! I, o matko i córko!, udało się – nie słyszę chrapania - cisza. Pełna zachwytu dla możliwości swojego mózgu jestem już pewna, że w takim razie, skoro jestem taka zdolna, nie muszę się uczyć. Chowam zeszyt.

I oto zauważam, że to nie siła mojego mózgu, tylko głód pana siedzącego obok…nie spał już dawno - je mandarynkę. Wstrząśnięta brakiem podstaw do samozachwytu obserwuję jak się nią delektuje. Jak zrzuca obraną skórkę na podłogę, jak mlaszcze i wyciera ręce do spodni. Musiałam głupio wyglądać z otwartymi ustami i zrozpaczonym wyrazem twarzy, bo chciał się podzielić. Pech jednak chciał, że mówiąc przegryzł kawałek owoca z takim przejęciem, że prysnął sokiem prosto na moją kurtkę. Dżentelmen, chciał mi dać chusteczkę. Jakaś pognieciona, jakby zużyta, ale tylko raz. Już wiem, dlaczego wcześniej używał do tego własnych spodni. „Nic nie chcę!!”. Tylko wysiąść, wysiąść…!

Niewyspana, nienauczona, brudna i przy wyjściu na nowo zgnieciona w końcu wysiadam. 

Mandarynki są ponoć najseksowniejsze z seksownych owoców.
Czyżby ?
NA PEWNO NIE!

6 komentarzy:

  1. dla mnie mandarynki nigdy najseksowniejsze nie były.. po twoim opisie, wątpię także, że kiedykolwiek będą :D
    spotykanie takich ludzi, to szczęście w nieszczęściu - jest potem przecież, co wspinać (lub o czym pisać) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Można odnieść wrażenie, że życie studenckie bywa niełatwe ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. oj niełatwe, niełatwe...a jeszcze jak ktoś popełni błąd w komentarzu, to dopiero jest niełatwo, MAGDA! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. bo miało być.. 'jest się przecież na kogo wspinać'! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. jednak postaram się wyprzeć z wyobraźni Pana Mandarynka i myśleć o tej sexownej mandarynce z filmu Almodovara ;)

    OdpowiedzUsuń