To
że Katowice coraz bardziej się unowocześniają, remontują, galeriują i
industrializowywowują to widać na przykład po ilości występowania magistrów
inżynierów i robotników na każdy metr kwadratowy w centrum miasta. Na moje oko,
zajmują oni jakieś 85% powierzchni dróg, a Ty, biedny szaraku z małego
miasteczka, szukaj potem nerwowo przejścia między nimi, projektami, a koparką i betoniarką,
i to z ryzykiem zginięcia w czeluściach przekopanej głęboko, chyba do samych Chin,
ulicy. Przejście masz właściwie takie ciasne, że prawie na elewacji budynków,
więc wszyscy tak łażą po tych ścianach i się brudzą, bo wszędzie pełno kurzu,
ale ani ponarzekać, bo taki hałas, że nikt nie usłyszy, to po co marudzić, ani
trafić do celu, bo ulice pozamykane, „przejścia nie ma”, jakieś labirynty i
myślisz - „zaraz się zgubisz, dziewczyno i zostaniesz tu na zawsze, bo nikt Cie
nie znajdzie…żegnajcie familoki, witajcie szklane domy, najwyżej umyjesz te
szyby i Żeromski będzie dumny… matko i córko! Ja się pytam - po coś tu
właściwie przyjechała?!”.
No i
się okazuje, że na prawdę kto pyta nie błądzi, bo oto skręcam w ulice
Staromiejską i nieoczekiwanie znajduję swój cel wątpliwie przyjemnej jak
dotąd wycieczki . Tadam! Tak, inżynierzy! Nie udało Wam się dotrzeć do tego
miejsca! Przed oczami mam mały, stary, dobry jarmark, czyli kilka drewnianych
domków, które bynajmniej nie są ze szkła i żelbetu. Och, Drogi Losie,
tudzież Organizatorzy Przedsięwzięcia, jeżeli zrobiliście to celowo! Jakże
trafne połączenie nazwy ulicy z od wieków powtarzającym się wydarzeniem! Serce mi rośnie na wizję czekającej mnie
starodawnej wymiany handlowej. Zaraz jakiś kupiec, przyjmijmy, za 2 kg sera
koziego i słoik miodu, będzie chciał mi sprzedać krowę! A jeśli nie dobijemy
targu, to za owcę kupię worek pszenicy…tylko zaraz… ja nie mam owcy. Ani
zresztą oni nie mają krów. Czytam nad budkami „Jesienny Jarmark Urodzinowy”
i „148. urodziny miasta Katowice”.
148! Czyli szlag trafił kozę za krowę! Wyciągam portfel.
I
przechadzam się kolejno po budkach, z chęcią wydania przy każdej z nich
wszystkich moich pieniędzy. Wypieki lokalnych piekarni podrażniają zmysł węchu
do tego stopnia, że mam ochotę chleb wciągać nosem bez gryzienia. Butelki win z
polskich winnic kupiłabym po to, by mi było szkoda wypić i stałyby w ramce na
półce gotowe by się nimi chwalić. Bursztynu było tam tyle, że w całym Morzu
Bałtyckim pewnie już nie ma ani grama – wszystko jest w Katowicach! Przyprawy,
których nazw nie potrafię powtórzyć, sypały się po całej ulicy i można je
pewnie wykorzystywać do potraw, których
umrę, a nie będę znała. I ta herbata z ziół i owoców afrykańskich, której
malutki łyczek działa do teraz – od 5 dni nie muszę w ogóle spać! Cholera wie z
czego to był wywar, ale dodaje energii!
I
było tych rozkoszności dużo i kiczu też było trochę. Nawet więcej niż trochę. Byłabym
jednak bardzo niesprawiedliwa gdybym wśród pyszności, kolorowości, śmieszności
i tandety niektórych stoisk, nie zatrzymała się dłużej przy dwóch talentach,
których szczerze zazdroszczę i nie osiągnę nigdy, chociażby mnie zamknięto w
lochach i wypuszczono jedynie jeśli coś podobnego zrobię. Umarłabym w
męczarniach, ale jakby nie patrzeć – dla sztuki! Bo uzdolnienia, które
podziwiam, to pisanie ikon i zdobienie porcelany, czym się zajmuje pani
Karolina Wicha, oraz tworzenie wyjątkowej biżuterii, co jest pasją pani Zuzanny
Gajek. Z biżuterią pani Gajek ma łatwiej niż z ikonami pani Wicha. Dopóki
bowiem będą istniały kobiety, dopóty będzie popyt na naszyjniki, kolczyki i bransoletki.
Tym bardziej takie wyjątkowe. Autorka wciąż się szkoli, by jej dzieła były
coraz lepsze. Pani Gajek ma za sobą kursy tworzenia biżuterii metodą wire
wrappingu, sutaszu, filcowania na sucho i na mokro i quillingu, czyli wiadomo.
Wszystko jasne. No nikt inny takich nie umie robić na pewno i już! Przede
wszystkim własnoręcznie, czyli że z duszą, a nie maszynowo, czyli że ( I TO
JEST TUTAJ NAJWIĘKSZYM ARGUMENTEM ) co trzecia napotkana kobieta ma taki sam
naszyjnik! Natomiast pani Wicha pisząc
ikony, ma trochę trudniej. Głównie dlatego, że ikona kojarzy się dzisiaj
bardziej z ikoną mody, wyznaczającą trendy wśród chcących być pięknymi, niż ze
złoconymi obrazami, przedstawiającymi świętych. Pani Wicha nie zamknęła się jednak
w klasztorze, by odgrodzić swoją sztukę od nowoczesności, ale idzie z postępem
i wykorzystuje bardzo nowoczesne metody, dzięki czemu jej dzieła stwarza
jeszcze bardziej wyjątkowymi. Warto wspomnieć, że ikony te są tworzone z wykorzystaniem
24-karatowego złota, tak że tego. Kto bogatemu zabroni?! Niejeden obraz pani
Wichy znajduje się już w prywatnych kolekcjach w Polsce i za granicą. A nawet
jeśli ktoś ma nie po drodze ze sztuką starocerkiewną, to może poprosić panią
Karolinę o wyjątkowe zdobienie porcelany i co ? I nie dość, że żadna koleżanka
nie będzie miała takich kolczyków jak ja, to i kawy w tak ślicznej
filiżance napije się tylko u mnie i nigdzie indziej na świecie! Niech się
wścieknie!
Tymczasem,
zachęcam wszystkie panie do bliższego zapoznania się z działaniami obu
artystek. Będzie o nich coraz głośniej, bo biorą udział w takim fajnym,
trudnonazwanym projekcie, CouveusePL, dzięki któremu mają zapewnione porady
specjalistów i nie są same we wchodzeniu
na nasz trudny rynek. Panów też zapraszam, żeby mnie nie posądzono o skrajny feminizm.
Niech wieść o zdolnych kobietach dotrze przez przekopane ulice Katowic do Chin,
skoro już są tak blisko dzięki unowocześnianiu stolicy Śląska. I pozdrawiam
wściekłe koleżanki,
Michaszka.
p.s. koleżanki moje drogie, wiecie, że tak na prawdę taka nie jestę nie ? :* :P
Coś dużo spamu tu ostatnio. Knajpy, ikony...co dalej? Paszter z lidla? ;>
OdpowiedzUsuńZa mało polotu ostatnimi czassy - widać, żeś z głową w chmurach.
Może nie o pasztecie, ale poniekąd o lidlu już pisałam, więc temat zaliczony...a blogi nie mają z założenia promować czegoś/kogoś ? Poruszać nieznane/ciekawe/bulwersujące kwestie ? A może to wszystko spisek ? A żem z głową w chmurach, to pewnie i owszem. Ale sprawdź czy mi przejdzie ;-)
OdpowiedzUsuńChyba nie powinno Ci "przejść" - jeśli jesteś szczęśliwa. Nawet jeśli ucierpi na tym blog. Chociaż nawet jakby co, to i tak będziesz szczęśliwa, bo taka już jesteś. Przyciągasz szczęście. Szczęście Cię otacza. No, kończę, bo się czuję jak Kaszpirowski albo praktykant Zen.
OdpowiedzUsuńNo nie nie, nie chce, żeby mi przechodziło ;-) Napisałam "sprawdź", żebyś zaglądał mimo mojej głowy w chmurach ;) I się dopisał do oficjalnej listy członków, nieanonimmowo, tak, żebym wiedziała z kim gadam :D
OdpowiedzUsuńCiutka anonimowości daje mi poczucie bezpieczeństwa i czasami uruchamia kozaczenie ;) Jestem Nim.
OdpowiedzUsuńNa moim blogu wszyscy są tolerancyjni. Akceptują ludzi z imionami. Nie sieją strachu. A kozaczenie przez anonimowość tępię siekierą!
OdpowiedzUsuń