3 sty 2014

Podsumowanie.Roku.vol. 1

Halo? <ściąga pajęczyny z nadzieją> Jest tu kto? Znaczy się...po co tu, człowieku, paczysz ?! Przecież tu nic, tylko skurzone koty ( brzmi jakbym miała na myśli koty po dżojncie) wyścigi urządzają, bo tyle pustej przestrzeni z braku postów mają. I świętują jak gupie, jak wygrają...właściwie nie wiadomo co, bo co taki kot z kurzu może wygrać? Tańczą, śmieją się, gratulują, sweet focie na kwejka wrzucają. Potem ludzie to udostępniają, lajkują.."o, jaki kotałke!" A nikt nie wie, że to są koty z mojego bloga...

Ale nie o to, nie to, trochę jakbym od tematu odbiegła < odkłada dżojnta pożyczonego od kota> ...Nowy rok! Podsumowanie roku 2013 szoł mast gołon. Vol. 1

Styczeń

Wielki moment-oto wkraczam w erę 25-tego roku życia, nazywaną Ćwierćwieczem, z czego (wiem, że nie, ale trochę poniekąd jakby się zastanowić, to tak ) wynika, że to ćwiatrka mojego całego wieku, czyli że standardowo jest mi dane100 lat życia, czyli tylko 75 mi zostało. Niedobrze, bo jeszcze niczego nie odkryłam. Obawy przed odejściem niezapamiętaną przez ludzkość pogłębia myśl, że ostatnich 25 lat życia nie mogę zaliczyć do tych, że tak powiem, prężnych. Zamiast skupiać się na dokonywaniu rewolucji w dziedzinie czegokolwiek, bo wielkich ambicji nie mam, żeby od razu w nauce, to będę raczej próbowała sobie przypomnieć niewinne lata młodości, a i z tym pewnie będę miała problemy. I nie dlatego, że do niewinności im daleko. Tylko kolega Alzheimer mi nie pozwoli. Nigdy Niemców nie lubiłam...Tak że zostało 25 lat. Mało. Ta oto świadomość towarzyszyła mi przez cały miesiąc, czyli, jak dziś wnioskuje, nic mądrego do roboty nie miałam.

Luty

Jeśli mnie pamięć nie myli, to właśnie w lutym zrobiłam niespodziankę, miało być, że Łukaszowi, ale się kapnął ( taaaaaki bystry  <3 ), więc uznajmy, że mojej skórze na stare lata - tatuaż. Magda mi towarzyszyła, sama chciała tatuaż, ale preferowała wersję naklejaną z chipsów niż wkuwaną. Chciała się przekonać prawie na własnej skórze, że nie może być tak źle, więc pytała czy boli. Myślałam, że jestem przekonująca, jak mówiłam, że nie bardzo. Najwyraźniej nie byłam. Magda do dzisiaj nie ma tatuażu...

Marzec

Trzeci miesiąc, trzecia sprawa w sądzie o trzy stówy i trzeci raz odwołać się już nie mogłam. Za dużo gadania, a ponoć źle opowiadam, więc nie będę wchodzić w szczegóły, ale żeby było jasne, walczyłam ze Strażą Miejską w Rudzie Śląskiej, nie polecam, od prawie dwóch lat. Racji nie mieli, a nie będzie mi Niemiec w kasze dmuchać, chociaż wole mięso! Zaczęło się od tego, że nie przyjęłam mandatu, a co?! Mam prawo! Potem pismo z wyrokiem mi nie przypadło to gustu, to jazda z nimi! Odwołanie, pyk! I sprawa, pyk! Groźba większej kary, ale kto bogatemu zabroni? Ja nie mogę?! I wyrok - pyk pyk pyk! Przegrałam! Ha, w to mi graj!Więc znowu odwołanie, ooo nieee!! Takie sOM?! Nie dam się - tu dowody, to opinie znawców, tu pismo z urzędu, tu apelacja na szóstkę...Tak, moi drodzy. Cały Świat był po mojej stronie. Ewrybady pomarańcze mi pomagali. Właściwie na salę rozpraw wchodziłam i mówiłam zadufana "dobra, dobra, i tak wszystko wiadomo, kończmy szybko - możecie mnie zacząć przepraszać". Ale Pani Sędzia niedosłyszała. Rzekła mi, że Absurd i Niekompetencja rządzą światem. Że choćby cały Kodeks udowadniał, że mam rację, to Ona i tak musi ręką rękę umyć. Co prawda wyrok złagodzono do nagany, ale koszta postępowania musiałam pokryć. Większe niż mandat, którego nie przyjęłam. Kiepski bilans. Ale nie poddałam się bez walki i Straż Miejska nie zobaczyła ani złamanego mojego grosza! Chłopak ze mną na salę wchodził, Pani Sędzia krzyczała, że się na niego patrzę...a co nie!? Mój Chłopak, to się będę paczeć kiedy chcę! Magda i Kudłacz też jeździli ze mną na te wycieczki...warto było. Że zacytuję Kudłacza " Michasia chciała przeżyć przygodę, to se mandatu nie przyjęła." A może za moje pieniądze Wymiar Sprawiedliwości będzie łapał prawdziwych przestępców <patrzy tępo w dal>?

Kwiecień

Nie przypominam sobie tego miesiąca, chyba go w tym roku nie było.

Maj

Miesiąc zakochanych, czyli Łukasz leci do pracy Szwecji...w dzień wylotu zawsze przeżywam rozstanie, jakby jechał na ciężką wojnę bez żadnych perspektyw na wygraną, a mnie zostawiał z trójką krnąbrnych dzieci i gospodarstwem do prowadzenia w samotności i w dodatku z chwastami. Oczywiście, w miarę upływu czasu dzieci okazują się nawet spokojne, gospodarstwo się jakoś kula, zdarzy się nawet jakaś przepustka, aż wojna się kończy. Najważniejsze, że każda rana do wesela się zagoi i żyli długo i szczęśliwie i bogato i durś <3

Czerwiec

łałałał!! Ale super było! Gdańsk, koncert Bon Jovi, lato, morze, namiot, Chłopaki Łukasz, BJ i Kudłacz, wakacje. Może nie jestem super fanem Bon Jovi, ale nie o to chodziło! Chodziło o to, że BJ wie o nich wszystko i że chcieliśmy gdzieś jechać wszyscy i że chcieliśmy na koncert i że nad morze i pod namiot i w czerwcu i tak się złożyło wszystko ;) I że mamy na pamiątkę dwa takie plastikowe plakaty z informacją o koncercie, które zwykle wiszą na latarniach. I że nigdy nie byłam na takim koncercie. I że to wszystko razem i żebym się czasem nie zesrała, jak to mówi Kochany Tatuś. I że zalało nam namiot i że trwało to krótko, aczkolwiek intensywnie i przyjemnie. Oby częściej. Najlepiej jakby się zrealizował plan " Te, za dwa dni w Madrycie". Losie, proszę.

c.d.n, bo co za dużo po takiej przerwie to niezdrowo.





2 komentarze:

  1. Grubo musiało być na sylwku, że Cię jeszcze czymie ;] //Ten

    OdpowiedzUsuń